Wieczorem na szóstą do Związku z rękopisem „Pożegnania z Conradem”’.
Nieoczekiwane, imponujące wrażenie. Sala nabita, mnóstwo ludzi na korytarzu, podobno drugie tyle odeszło nie mogąc się docisnąć nawet na korytarz. Ogromna rozpiętość wieku – od młodzieży (bardzo licznej) do starców siwobrodych. Słuchali jak chyba nigdy.
Młodzież po odczycie podchodziła z kwiatami, moc kwiatów nadostawałam. Ale najbardziej dumna byłam, że nic mnie ani na mgnienie nie zawiodło, choć tak już dawno nie występowałam publicznie. Nie waliło mi serce, nie miałam tremy, głos mi służył cały czas młody i gładki. Z pozoru tylko czytałam, w gruncie rzeczy mówiłam z większą swobodą niż kiedykolwiek. I nie bez przyjemności nasłuchałam się jeszcze komplimentów, że młodo, że ślicznie, że tak dobrze wyglądam itp.
Wróciłam skrzydlata i uszczęśliwiona.
Warszawa, 13 maja
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 3, 1955–1959; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.